5/03/11

Dosmucacz.

-Dosmucić?
-A dlaczego?
-Bo pan taki wesoły, więc moze dosmucić? „Brateczek, astereczka, cyneraryjka. Smuteczek, chandereczka, melanholijka. Na pustych bezdrożach zasnutych mgłą włóczęga, bradziaga, le vagabond.” Smutnawe, co?
-A wie pan, że dosyć.
-Dosyć ale nie za bardzo.
-Haha, nie.
-Tak, na razie z reszta tylko refrenik potem dojdą zwrotki. Dopiero początek roboty.
-Proszę pana, ale ten włóczęga to nieszczęśliwa jednostka? Bradziaga, le vagabond?
-Też w sam raz i dlatego ukazuję go w pewnej perspektywie – taki ludzki akcencik w melancholii pejzażu i takim już zostanie – z daleka, bo wie pan gdyby go zacząć z bliska oglądać może okazałoby się że tragiczskaja roża, jak mówią rosjanie. A mnie chodzi o to, żeby obywatela dosmucić, a nie zasmucić bo ja jestem pan pozwoli – dosmucacz.
-Dosmucacz?
-Dosmucacz, zawód przyszłości. Pan sądzi może, że za wcześnie na dosmucaczy? Nie szkodzi, poczekam.
„Brateczek, astereczka, cyneraryjka…”
-Hahah tak… Założenie moje jest nader proste, proszę pana – ludzkość w szalonym tempie mknie ku szcześciu powszechnemu. Już niedługo szcześliwy obywatel szczęśliwego ustroju, wyposażony w najszczęśliwsze środki techniczne, zabezpieczony przed chorobami przez najszczęśliwsze zdobycze medycyny, zwolniony od podatków przez szcześliwe ustawy, już niedługo, proszę pana, ten szczesciarz będzie właściwie się martwił tylko jednym – żeby mu nie spowszedniał smak szcześcia. I wtedy zjawi się u niego, albo też on sam po prostu go zawezwie – mnie, domucacza.
I, proszę pana, odwiedzi szcześciarza melancholijna jednostka tych mniej więcej walorów zewnętrznych co ja, hahaha, i w bezbarwny roztwór pomyślności i dobrobytu wpuści mu pare kropelek kolorowego smutku.
„la tede dadeczka titi tuu yjka”
-Tak. Na razie zresztą jak wspomniałem tylko refrenik, ale pracuję nad zwrotkami proszę pana…

-Otóż proszę pana będę się starał w każdej z tych zwrotek zamknąć jakąś
maleńką ludzką niedólkę (tak, mała niedólka – duża niedola)
… jakąś maleńką niedólkę, żeby zmartwić każdego szczęśliwego obywatela w miarę jego potrzeby. W jednej z tych zwrotek będzie dajmy na to mowa o uroczej, miłej staruszce ktora o jednym tylko marzyła, proszę pana, o jedno się tylko modliła – o kota perskiego. No i, proszę pana, Perski podarował jej własnego kota, proszę pana, wysłuchał jej modlitwy, dał jej własengo kota, śliczny olbrzymi kocur. Niestety staruszce latała grdyka we śnie co widząc kot cap za grdykę i po staruszce.
-Jak to kot. Proszę pana, ale nie męczyła się?
-A skąd proszę pana, skąd! Przeciez ja dosmucam nie zasmucam.Starowinka zresztą chucherko myszka by jej wystarczyła, co dopiero kot z takimi łapami. Zresztą samotna. Samotna – nikogo nie osierociła, nie.
– Proszę pana to moze nie bardzo, ale czy z innych rodzajów nieszczęść miałby pan coś?
-Owszem, prosze pana, dajmy na to taka miłosna tragedyjka akcydentalna. Kochają się prosze pana, no nieprawdopodobnie, w lesie…
-Iglastym?
-Miesznym. W pewnej chwili on zechciał zdjąc po prostu marynarkę która w uczuciach go krępuje. No – cóż robi, bierze młoteczek podręczny i szuka miejsca gdzie by wbić gwoździk w pień brzozy płaczącej, prosze pana, gwoździki jak zwykle w ustach… Nagle podnosi głowę i mówi: O, wiewiórka! No tegoż tylko trzeba było – oczywiście połyka gwoździki które zniszczą mu przewód pokarmowy.
-Oh. A ona?
-Jak to wiewiórka – uciekła.
-Nie, ale dziewczyna proszę pana…
-Aaa, dziewczyna, proszę pana, upadła głową na młoteczek który on upuścił i… na miejscu. Zawsze była zresztą, proszę pana, panną na miejscu, więc i teraz – na miejscu. Smutnawe, co?
-Oj wie pan, smutnawe.
-Ale nie takie żeby znowuż rozpaczać.
-No nie, no takie znowu żeby…
-To należy się sto złotych za dosmucenie.
-Aa. Tak oczywiście – służę, służę panu.
-„Brateczek, astereczka, cyneraryjka. Smuteczek, chandereczka, melanholijka. Na pustych bezdrożach zasnutych mgłą włóczęga, bradziaga, le vagabond.”