Kryzysy?

Czytam, że w życiu człowiek przechodzi kryzysy. Kiedy coś się wydarzy, albo nie wydarzy. Kiedy zda sobie sprawę, albo uświadomi, że dotąd nie zdawał. Albo kiedy wystraszy się przemijalności. Wtedy się zastanawia czy zdał, albo jest w stanie zdać egzamin. Albo czy w ogóle jest jakiś egzamin do zdawania. Oszukali mnie? Miałem zdawać, a tu nie ma czego zdawać. Butelki se zdaj do skupu!

Chce wykorzystać swój potencjał, boi się, że go marnuje. Czasem zaś pojmie, że nie ma żadnego potencjału, ani do użycia, ani do zmarnowania. A nawet jakby miał jakiś potencjał, to i tak nie ma na co go użyć, więc i nie istnieje obawa zmarnowania.

Piszą jeszcze mądrzy ludzie, że człowiek taki zestawia aktualne życie z uprzednimi oczekiwaniami i marzeniami. Często projekcjami innych, które zostały mu wpojone, czasem złudną samoświadomością, czasem własnymi uprzedzeniami. Może się niekiedy okazać, że nie jest tym za kogo był uważany, przez innych i samego siebie. Może się okazać, że jest absolutną odwrotnością tego co sam o sobie myślał, a inni potwierdzali. Kim wtedy jest? Jeśli samoświadomość przeczy doświadczeniu to chyba wariatem… A może nie, może definiuje nas właśnie świadomość? Czy bogacz, który stracił majątek, i właśnie znowu się dorabia, ale chwilowo nic nie ma, nie może uważać się za bogacza? Świadomość przeczy doświadczeniu. A może doświadczenie winno korygować świadomość. Jeśli tak, to jak często i jak głęboko? Czy jeśli nigdy nie był i nie będzie nic posiadał, czy nie może mieć świadomości bogacza? A jeśli tak to po co?

Dodają autorzy, że bywa, że taki człowiek, czy to mężczyzna, czy kobieta, jest wypalony tempem, pracą, osiągnięciami, pogonią. Widzi, że choćby się dwoił i troił, to nie podoła w taki sposób, bo sił zużywa więcej niż ma. Oczywiście nieco gorzej miłaby ten, który tego samego doświadczył jeszcze przed wystrzałem startera. Zmęczony pogonią której nie zaczął. Przygnieciony odpowiedzialnością, której nie podjął. Rozczarowany brakiem satysfakcji z osiągnięć do których się nawet nie zaczął zbliżać.

Rozpisują się o perspektywie przemijania i śmierci, jakby koniecznie trzeba było żyć szczęśliwie, mimo, że nie piszą po co. Życie jawi się jako krótki epizod etapów rozwoju bądź produktywności, potem kryzysów przewartościowujących i kolejnych etapów rozwoju czy produktywności. Zastanawiają się które z nich są lepsze, nie pytając czy w ogóle mają jakąś obiektywną wartość. Czy 0>0, czy też może 0<0? A jak wygląda życie człowieka, który zanim jeszcze zaczął być produktywny, już przeszedł kryzys przewartościowujący, nadający wartość zerową wszelkiej produktywności? Stąd się biorą dziady, czy nihiliści? Ile jeszcze wariantów jesteś w stanie wymyślić, drogi Q? Mówią o perspektywie osoby przymuszanej niejako wewnętrznie kryzysem do albo zmiany albo braku zmiany jako archetypów dobra i zła. I to jest ciekawa perspektywa. Jeśli zmieni na gorsze, to zmiana winna być uznana za zło, jeśli zaś nie zmieni na gorsze, to jako dobro? I czemu? Uzasadnij w opariu o źródła na trzech kartkach papieru kancelaryjnego. Termin oddawania prac do 21 kwietnia 2028 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.