7/03/16

Skromność

“My dear Watson,” said [Sherlock Holmes], „I cannot agree with those who rank modesty among the virtues. To the logician all things should be seen exactly as they are, and to underestimate one’s self is as much a departure from truth as to exaggerate one’s own powers.”

― Arthur Conan Doyle, The Adventure of the Greek Interpreter

 

Jeremy Brett jako Sherlock Holmes 

1/03/16

Kryzysy?

Czytam, że w życiu człowiek przechodzi kryzysy. Kiedy coś się wydarzy, albo nie wydarzy. Kiedy zda sobie sprawę, albo uświadomi, że dotąd nie zdawał. Albo kiedy wystraszy się przemijalności. Wtedy się zastanawia czy zdał, albo jest w stanie zdać egzamin. Albo czy w ogóle jest jakiś egzamin do zdawania. Oszukali mnie? Miałem zdawać, a tu nie ma czego zdawać. Butelki se zdaj do skupu!

Chce wykorzystać swój potencjał, boi się, że go marnuje. Czasem zaś pojmie, że nie ma żadnego potencjału, ani do użycia, ani do zmarnowania. A nawet jakby miał jakiś potencjał, to i tak nie ma na co go użyć, więc i nie istnieje obawa zmarnowania.

Piszą jeszcze mądrzy ludzie, że człowiek taki zestawia aktualne życie z uprzednimi oczekiwaniami i marzeniami. Często projekcjami innych, które zostały mu wpojone, czasem złudną samoświadomością, czasem własnymi uprzedzeniami. Może się niekiedy okazać, że nie jest tym za kogo był uważany, przez innych i samego siebie. Może się okazać, że jest absolutną odwrotnością tego co sam o sobie myślał, a inni potwierdzali. Kim wtedy jest? Jeśli samoświadomość przeczy doświadczeniu to chyba wariatem… A może nie, może definiuje nas właśnie świadomość? Czy bogacz, który stracił majątek, i właśnie znowu się dorabia, ale chwilowo nic nie ma, nie może uważać się za bogacza? Świadomość przeczy doświadczeniu. A może doświadczenie winno korygować świadomość. Jeśli tak, to jak często i jak głęboko? Czy jeśli nigdy nie był i nie będzie nic posiadał, czy nie może mieć świadomości bogacza? A jeśli tak to po co?

Dodają autorzy, że bywa, że taki człowiek, czy to mężczyzna, czy kobieta, jest wypalony tempem, pracą, osiągnięciami, pogonią. Widzi, że choćby się dwoił i troił, to nie podoła w taki sposób, bo sił zużywa więcej niż ma. Oczywiście nieco gorzej miłaby ten, który tego samego doświadczył jeszcze przed wystrzałem startera. Zmęczony pogonią której nie zaczął. Przygnieciony odpowiedzialnością, której nie podjął. Rozczarowany brakiem satysfakcji z osiągnięć do których się nawet nie zaczął zbliżać.

Rozpisują się o perspektywie przemijania i śmierci, jakby koniecznie trzeba było żyć szczęśliwie, mimo, że nie piszą po co. Życie jawi się jako krótki epizod etapów rozwoju bądź produktywności, potem kryzysów przewartościowujących i kolejnych etapów rozwoju czy produktywności. Zastanawiają się które z nich są lepsze, nie pytając czy w ogóle mają jakąś obiektywną wartość. Czy 0>0, czy też może 0<0? A jak wygląda życie człowieka, który zanim jeszcze zaczął być produktywny, już przeszedł kryzys przewartościowujący, nadający wartość zerową wszelkiej produktywności? Stąd się biorą dziady, czy nihiliści? Ile jeszcze wariantów jesteś w stanie wymyślić, drogi Q? Mówią o perspektywie osoby przymuszanej niejako wewnętrznie kryzysem do albo zmiany albo braku zmiany jako archetypów dobra i zła. I to jest ciekawa perspektywa. Jeśli zmieni na gorsze, to zmiana winna być uznana za zło, jeśli zaś nie zmieni na gorsze, to jako dobro? I czemu? Uzasadnij w opariu o źródła na trzech kartkach papieru kancelaryjnego. Termin oddawania prac do 21 kwietnia 2028 r.

2/01/16

Ratownik

Trzeba mieć jakiegoś przewodnika
Czy innego drogowskazu albo ratownika
Wpadniesz do jeziora – pływać nie umiesz
To ma za zadanie wypatrzeć cię w tłumie
Innych się kąpiących i na ratunek wyciąga z topieli
I nawet opatrunek zaordynuje…

Randall i duch Hopkirka, Kazik, Melassa

16/11/14

Hold fast to the law

A bell rang.

The Professors rose at once to their feet. A moment of traditional observance had arrived. Turning the long tables upside down — and there were twelve of them — they seated themselves, one behind another, within upturned table tops as though they were boats and were about to oar they way into some fabulous ocean.
For a moment there was a pause, and then the bell rang again. Before its echo had died in the long refectory, the twelve crews of the motionless flotilla had raised their voices in an obscure chant of former days when, presumably, it held some kind of significance. Tonight it was bayed forth into the half-light with a slow, knocking rhythm, but there was no disguising the boredom in their voices. They had intoned those lines, night after night, for as long as they had been professors, and it might well have been taken for a dirge so empty were they voices:

Hold fast
To the law
Of the last
Cold tome,
Where the earth
Of the truth
Lies thick
On the page,
And the loam
Of faith
In the ink
Long fled
From the drone
Of the nib
Flows on
Trough the breath
Of the bone
Reborn
In a dawn
Of doom
Where blooms
The rose
For the winds
The child
For the tomb
The thrush.
For the hush
Of song,
The corn
For the scythe
And the thorn
In wait
For the heart
Till the last
Of the first
Depart,
And the least
Of the past
Is dust
And the dust
is lost.
Hold fast!

20/10/13

O aborcji słów kilka

Polskie prawo stanowi:
„W rozumieniu ustawy dzieckiem jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności.”
„Rzecznik [praw dziecka] działa na rzecz ochrony praw dziecka, w szczególności prawa do życia i ochrony zdrowia…”

Dopełnijmy obrazu powiedziawszy co stanowi polskie prawo na temat sytuacji dzieci („w rozumieniu ustawy”) mających zdiagnozowane ciężkie choroby lub niepełnosprawność, a która to sytuacja obecnie uważana jest w pewnych kręgach za uzasadniającą pozbawienie takich dzieci („w rozumieniu ustawy”) „prawa do życia i ochrony zdrowia”:
„Rzecznik [praw dziecka] szczególną troską i pomocą otacza dzieci niepełnosprawne.”

To tyle polskie prawo.(Dz. U. z 2000 r. Nr 6, poz. 69, z późn. zm.)

20/07/13

Wasi Ojcowie Wasze Matki.

Polska odpowiedź w obronie prawdy na niemieckie kłamstwa w filmie Unsere Mütter, Unsere Väter. Gwoli przypomnienia, jakby kto zapomniał – to Niemcy rozpętali II Wojnę Światową. To Niemcy stworzyli sieć obozów koncentracyjnych w całej Europie. To Niemcy mordowali Żydów, Polaków i wiele innych nacji i grup społecznych. To Niemcy wybili większą część polskiej inteligencji – profesorów, nauczycieli, inżynierów, kalecząc cały naród polski na wiele pokoleń. To Niemcy systematycznie i metodycznie szykanowali i eksterminowali naród żydowski. To Niemcy kazali Żydom nosić opaski z Gwiazdą Dawida.
I na odwyrtkę: to Polacy z narażeniem życia ratowali Żydów. To Polakom groziła kara śmierci za pomoc Żydom (mordowano wszystkich mieszkańców domu za choćby danie Żydowi jedzenia – w pozostałych krajach Europy kary nie były tak dotkliwe). To Polacy zorganizowali Żegotę. To w polskich kościołach i klasztorach katolickich mnóstwo Żydów znalazło pomoc i schronienie. To Polacy są największą grupą wyróżnioną tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Jeśli Niemcy wywołują hasło „Nasi ojcowie, nasze matki”, to my musimy pamiętać, że to są „ich ojcowie i ich matki”. To ich matki prawie mdlały w ekstazie na widok i słowa pana z wąsikiem, to ich ojcowie z dumą i zachwytem wstępowali do NSDAP (8,5 mln mężczyzn!).

Dlatego z całą mocą warto poprzeć akcję Wasi Ojcowie, Wasze Matki (Eure Vaeter Eure Muetter) – dla obrony Prawdy. Tylko i aż.
http://www.eurevaetereuremuetter.eu

1/02/13

Związki partnerskie w/g Tajemniczego Kleona.

Chciałbym dodać od siebie trzy słowa na temat ustaw o związkach partnerskich. Ustawy te, jak wielokrotnie zapewniano nie były pisane dla par jednopłciowych wyłącznie, ale miały dawać możliwość regulacji stosunków prawnych dla osób pozostających w bliskiej zażyłości i wspólnocie. Nie zależnie, czy byłyby to dwie lesbijki, „normalny” konkubinat, czy też dwie siostry, które na starość zechciały zamieszkać razem. Pierwszym problemem jest to, że ograniczamy się wyłącznie do par, czyli związków dwuosobowych. Dlaczego? A jak trzy osoby zechcą zamieszkać razem, to mają być dyskryminowane? A pięć? Wtedy to byłaby rzeczywiście dyskryminacja. Bo jaka jest różnica między dwiema siostrami, a trzema? Która z trzech ma być „na doczepkę”? Do której do szpitala się nie dostaną pozostałe dwie w razie wypadku?

Jeśli nadajemy przywileje obywatelom chcącym mieszkać razem, troszczyć się o siebie i pozostawać we wspólności majątkowej – pozwólmy im decydować jak ma to wyglądać, a nie narzucać to ustawą. Sam więc fakt ograniczenia projektów wyłącznie do par, już podpada. Jakie jest zatem domniemanie tych ustaw? Że korzystać z ich dobrodziejstwa będą chciały wyłącznie pary, które nie chcą, bądź nie mogą zostać małżeństwem. Dlaczego ktoś chciałby formalizować związek, tworzyć z niego instytucję, formalny element społeczeństwa, nie wchodząc jednocześnie w związek małżeński? Bo małżeństwo trudniej rozerwać? Bo czujemy, że małżeństwo jest czymś zbyt poważnym? Pewnie przyczyn będzie kilka, ale wniosek pozostanie taki, że chcemy stworzyć instytucję, z której (obok rodziny opartej na małżeństwie) będzie się budowało społeczność. Jak chcesz coś poważniejszego i stabilniejszego – wybierz małżeństwo, jak coś mniej poważnego i łatwiejszego do rozłączenia – partnerstwo… No i mamy nowy stan cywilny. Z resztą, o ile mi wiadomo, przykład m.in. Francji pokazuje, że tak jest w istocie – mają tam stan wolny, w związku, albo małżeństwo.

Czyli tworzy się nowa formalna podstawowa komórka społeczna.I ma ona zawierać i osoby chcące sobie „przez chwilę” pożyć razem, i quasi-małżeństwa i związki jednopłciowe. Jaki byłby odsetek takich związków w stosunku do małżeństw? Trudno ocenić. Zapewne jednak z czasem coraz większy. Co więcej – związek partnerski w takiej formie, jak zakładany w projektach które czytałem, zakłada łatwą rozerwalność i tymczasowość. Nie zawiera (jak małżeństwo) obowiązku wierności oraz dbania o zgodność, szczęśliwość i trwałość związku. Pytanie, czy takie związki stałyby się zamiennikiem małżeństwa dla osób niereligijnych? Więcej – nawet osoby religijne mogły by po zawarciu małżeństwa wymaganego przez ich religię formalizować to małżeństwo, z rozmaitych przyczyn, związkiem partnerskim. Zmiana wprowadzona przez taką ustawę zmienia więc w sposób znaczący konstrukcję naszego współczesnego społeczeństwa. Tworzy nową podstawową komórkę społeczną. Trochę inaczej (w mojej opinii gorzej – brak obowiązków małżeńskich) osadzoną prawnie i obyczajowo.

Czy godzi się to zrobić TYLKO ze względu na (różnie pojęte) interesy jednej, dość niewielkiej, grupy społecznej? Z całą pewnością nie. To nie znaczy, że nie da się tego zrobić wcale, ale skoro konstrukcja społeczna jest niejako wypadkową natury, kultury (tradycji) i opisuje ją pewien konsensus – czyli mniej lub bardziej formalna umowa całej społeczności, to takich zmian na pewno nie wolno przeprowadzić bez zgody całego społeczeństwa, w którego konstrukcję mamy zamiar ingerować. Osobiście nie jestem wielkim fanem demokracji, ale skoro w demokracji żyjemy i zgadzamy się, żeby wola większości żądziła wszystkimi, to należałoby się zapytać tej większości (albo jej oficjalnych przedstawicieli – tu: posłów) czy godzą się na tak duże zmiany. Jeśli nie (a taki stam mamy dziś), to nie wypada mówić o nietolerancji wobec homoseksualistów, bo ustawa nie tylko ich dotyczy. Dotyczy zmian w umownej konstrukcji całego społeczeństwa. Należy tu zaznaczyć, że nie istnieje konstrukcja idealna. Zawsze ktoś będzie miał ciut lepiej, a ktoś inny ciut gorzej. Rzecz polega na tym jak się umówimy. A póki co umawiamy się tak, jak widać.

Nie możemy mówić nie tylko o nietolerancji, ale też o rzekomym „zaścianku”, jak to się nieraz określa – jako społeczeństwo wolne mamy prawo samostanowienia. Nie poddawanie się presji i (różnie pojętym) interesom małej grupy obywateli na całość konstrukcji społecznej stanowi raczej wyraz wolności i pewności siebie społeczeństwa, a nie ograniczenia. Czy wszystkie społeczeństwa muszą mieć identyczny system społeczny, identyczną kulturę? Żadną miarą. Polacy mają mniej więcej taką kulturę i taki system w omawianym zakresie, jaki powszechnie obowiązuje od dawien dawna. Czy on nie ulega zmianom? Owszem, i to nie małym. Przyzwolenie społeczne i prawne, oraz szerokie stosowanie rozerwalności małżeństwa jest raczej czymś nowym. Ale i małżeństwa państwowe też są nowinką. Małżeństwo przeważnie było sprawą społeczeństwa albo religii, nie zaś po prostu władzy świeckiej.

Teraz zaś ostatnia sprawa. Dlaczego mówi się o nietolerancji, prześladowaniu homoseksualistów i ich „nielegalnych” związków? Żaden ze znanych mi związków jednopłciowych nie jest w Polsce nielegalny. Znam nielegalne związki heteroseksualne (np. żonatego faceta z kochanką – jak pisaliśmy wyżej zdrada jest łamaniem obowiązku małżeńskiego i jako taka jest wykroczeniem przeciw prawu), ale dwie wolne, niespokrewnione dziewczyny tworząc nieformalny związek nie tworzą nic nielegalnego. I jest na to (czy słuszna czy nie, to zupełnie inny temat) powszechna zgoda społeczna. Nie słyszy się nawoływań, żeby wprowadzać ustawy takie związki penalizujące.

Czym więc jest ta rzekoma nietolerancja? Że nie mogą po sobie dziedziczyć? Ależ mogą! Do tego służy testament. I nie dyskryminuje on związków do wyłącznie par – testament można napisać nawet na tysiące osób! Nie ma problemu ani dyskryminacji. Do sporządzenia takiego wystarczy kartka papieru (może być z zeszytu za 30 gr.) i długopis za kolejne 30 gr. Jeśli kogoś prześladowanego przez brak możliwości zawarcia związku partnerskiego (nie wiem ile przy takiej czynności trzeba by wybecalować) nie stać, to może nawet złożyć testament ustnie wobec świadków. Z tego co mi wiadomo, w świetle prawa byłby to także ważny testament.

Że nie mogą odwiedzać się w szpitalu, ani uzyskiwać wiedzy medycznej? Ależ mogą – wystarczy napisać pełnomocnictwo. I to też można napisać na tyle osób ile się chce. Zadnych ograniczeń ani limitów. Żadnej nietolerancji.

Że mają rozdzielność majątkową? To też da się indywidualnie zmienić, a z kolei w małżeństwie żeby uzyskać taką rozdzielność, to też trzeba specjalnie ją spisać. Raz ci płacą – raz ci. Czy to jest problem? Co więcej. Istnieją formy prawne pozwalające ustanowić wspólnotę własności dla większej ilości osób, i też niezależnie od ich płci.

Że nie mogą się razem rozliczać z PIT? Pytanie prawidłowo postawione brzmi dlaczego małżeństwa mogą? Jeśli mówimy o równości WSZYSTKICH wobec prawa, to czy krokiem do tej równości jest włączenie kolejnej grupy osób do świata przywilejów? To tylko zwiększa niesprawiedliwość wobec osób samotnych! Im rzuca kłody pod nogi! Prędzej już na drodze do równości zlikwidowałbym wszystkie ulgi – wtedy byłaby równość wobec prawa. Zupełnie innym tematem jest sam fakt głupoty podatku PIT – nie dość że płacą go tylko zarabiający, to jeszcze im więcej zarobią tym więcej muszą zapłacić. Karze się ich za zarabianie… Dlatego rozwiązaniem idealnym byłoby w ogóle usunięcie podatku dochodowego.

Leczenie rzekomej nierówności społecznej tworzonej przez ulgi w podatku dochodowym przez zmianę konstrukcji społecznej i dodanie dodatkowego stanu cywilnego wydaje się być co najmniej leczeniem dżumy cholerą. A już na pewno nie drogą do równości, tolerancji i równouprawnienia WSZYSTKICH związków.

No i na koniec najważniejsze. Czy nie lepiej byłoby w ogóle usunąć instytucję małżeństw cywilnych, formalnych związków partnerskich, zalegalizowanych konkubinatów i co tam komu jeszcze przyjdzie do głowy i kazać się państwu trzymać z daleka od tego kto z kim mieszka, kto z kim sypia i kto z kim razem kupuje pralkę? No bo ostatecznie co państwu do tego? I wtedy by zapanowała równość. I tolerancja. I równe traktowanie wszystkich przez prawo. Małżeństwo by nie zniknęło. Konkubinaty również nie. Nieformalne związki partnerskie również nie. Bo to należy do natury ludzkiej. Ale co rządowi do tego?

Tak więc proponowane ustawy nie miały na celu wprowadzenia brakującej równości wszystkich wobec prawa i tolerancji – po ich wprowadzeniu prześladowani przez prawo (jeszcze bardziej) stali by się poligamiści. Ba, nawet osoby samotne. Dodawanie nowych grup wyjątków raczej pogarsza sprawę niż w czymś pomaga. Co zatem może realnie przyświecać takim ustawom? Ano afirmacja homoseksualizmu i ukazywanie związków homoseksualnych jako jednakowych z małżeństwami heteroseksualnymi. Pytanie po co? Jeśli takimi są w istocie, to dziwnym jest zaiste zbiegiem okoliczności, że większość społeczeństw nigdy tego nie dostrzegła i nadal nie dostrzega. A jeśli takimi w istocie nie są – to po co kłamać? Czy prawda nie jest się w stanie sama wybronić? Co do innych potencjalnych celów wolę się nawet nie próbować domyślać – aż takim homofobem nie jestem.